A beginning is a very delicate time
Siema, tu Wookie, tudzież Łukasz a nawet Galthran w planszówkowym światku 🙂
Cytat z księżnej Irulany najlepiej oddaje jak trudne są początki i na pewno rozumie mnie każdy, kto kiedykolwiek zakładał bloga. Mój (górnolotnie ujmując) pseudonim artystyczny w zasadzie w pełni oddaje ideę tego zakątka w internecie – mówiąc wprost jestem geekiem z wieloletnim doświadczeniem i bardzo dobrze mi z tym. Jestem ogromnym miłośnikiem fantastyki naukowej i uzależnionym fanatykiem gier planszowych. Wszystko to jest okraszone astronautyką i tematyką popularnonaukową.
Science-fiction czyli pierwsza miłość

W sci-fi siedzę od 30 lat. Nie będzie zaskoczeniem, że do tego gatunku przyciągnął mnie Star Trek i Gwiezdne Wojny, ale to ten pierwszy w pełni skradł mi serce i kocham uniwersum zapoczątkowane przez Gene’a Roddenberry’ego niezmiennie od ponad ćwierćwiecza. Przez te lata wiele seriali, filmów i książek skonsumowałem i w ogólności nie bywam wybredny chce być na bieżąco i iść jak najszerzej, więc nie zamykam się zarówno na space opery, hard sci-fi, ale też i modne ostatnio kino bohaterskie. Uczulony jestem jedynie na miernotę w realizacji a w szczególności w historii. Nie oznacza jednak to, że nie mam swoich ulubionych tytułów. Myślę, że sypnięcie kilkoma pozycjami najlepiej mnie przedstawi jako osobę, zgodnie ze staropolskim porzekadłem: „Pokaż mi swój regał, a powiem ci jakim jesteś człowiekiem” 🙂
Zatem nie zwlekając ani chwili dłużej przejdźmy to moich topowych seriali sci-fi:
- „Star Trek” – ulubiona seria to Voyager, ale wszystko co wyszło do Enterprise włącznie uwielbiam. Podobnie „Lower Decks”, które są doskonałą nostalgiczną przygodą dla kogoś z moim stażem w fandomie. Problem mam z innymi nowymi serialami ale to już temat na inną historię 🙂
- „Firefly” – jestem fanatykiem, co jakiś czas muszę wrócić do tego arcydzieła Jossa Whedona, bo inaczej mam syndrom odstawieńczy.
- „Expanse” – moja najnowsza miłość – cudownie przedstawiony świat, rewelacyjna historia
- „Battlestar Galactica” (ta Ronalda D. Moore’a) – muzyka, mrok, postacie, muzyka, fabuła – pierwsze dwa sezony mnie tak pochłonęły, że niemal zawaliłem egzamin na studiach 🙂
- „Stargate” – taki star trek na lekko i wesoło. Za dzieciaka wracało się z podwórka specjalnie, by zobaczyć kolejny odcinek przygód SG-1 na TVN-ie
- „Rick and Morty” – szaleństwo scenarzystów i ich znajomość gatunku science-fiction jest wręcz poza moją percepcją. PICKLE RICK!!!
Z filmami sicence-fiction jest większy problem, bo lista zaczyna mocno puchnąć, ale wybrałem naprawdę minimalną garść:
- Obcy – to co zrobił Ridley Scott jest niewyobrażalne – klimat i groza na ekranie, a w sumie przez większość filmu nic takiego się na ekranie nie dzieje. Asymptota, do której dążą wszystkie inne horrory sci-fi. Bardzo lubię też całą franczyzę z drobnym wyjątkiem. NIe nie chodzi o „Prometeusza”, który mi się podobał, jednak „Covenant” to już było dla mnie za dużo.
- Matrix – pierwsze obejrzenie tego filmu to był klasyczny mindfuck. A potem powtórzyłem to doświadczenie jeszcze przynajmniej 50 razy 🙂
- Marsjanin – Ridley Scott + dobry materiał źródłowy + science-fiction – Wookie mówi „Hell yeah”
- Blade Runner – Ridley Scott + dobry materiał źródłowy + science-fiction – Wookie mówi „Hell yeah” :-D. Blade Runner 2049 ładnie wszedł w buty pierwowzoru i już byłem spokojny o Villneuve’a i jego Diunę 🙂
- Diuna (2022) – tutaj krótko: adaptacja, na jaką ta książka od lat zasługiwała
- Deadpool – bo kategoria R, bo humor, bo takie kino bohaterskie uwielbiam. Druga część równie dobra 🙂
- Strażnicy Galaktyki – humor, postacie, klimat nieco retro sci-fi to jest to co wyróżnia ten film od innych w MCU dlatego go tak cienie. Nie można tutaj wspomnieć o drugiej części i „Thor Ragnarok”. O takie kino bohaterskie nic nie robiłem.
- Mad Max i Księga Ocalenia – bo dobre postapo mnie kręci
- Odyseja Kosmiczna, Interstellar, Moon – bo epickie, spektakularne, klasyczne science fiction ma zawsze miejsce w moim serduszku
Seriale i filmy to ważne medium, ale jednak królową zawsze jest książka:
- Diuna – tak jak Star Trek to moja ekranowa miłość, tak Diuna jest jej odpowiednikiem książkowym. To dzięki tej książce polubiłem czytanie, a wszystko dzięki grze komputerowej i Davidowi Lynchowi. Na chwilę obecną cykl Franka Herberta przeczytałem 4 razy, a sam pierwszy tom 8.
- „Hyperion” Dana Simmonsa – epicki cykl, z rewelacyjną historią.
- „Solaris” Stanisława Lema – za podejście do kontaktu z obcą inteligentną formą życia, jaką przedstawił tutaj nasz mistrz.
- „Expanse” – po obejrzeniu serialu sięgnąłem po pierwowzór i jak to często bywa jest lepszy od ekranizacji.
- Andy Weir – zarówno „Marsjanin” jak i „Project Hail Mary” wciągają potwornie, mniej „Artemis”. Jedno jest pewnie Andy rewelacyjnie przedstawia niedaleką przyszłość z dużą skrupulatnością i podparciem naukowym.
- „Kontakt” Carla Sagana – jedyna fabularna książka tego popularyzatora nauki, który przedstawił genialnie wizję kontaktu z obcą cywilizacją tu i teraz.
Mam nadzieję, że ta garść pozycji przybliżyła Wam co mnie najbardziej w science-fiction kręci. Myślę, że z czasem napiszę kilka szerszych artykułów na temat co lubię a co wywołuje u mnie wręcz szok anafilaktyczny. Stay tuned.
Gry planszowe – niegroźny nałóg.

Gry planszowe są w moim przypadku powiązane z science-fiction w dwojaki sposób. Jeden jest oczywisty – sporo gier dotyczy tematyki fantastyki naukowej – jest tego mnóstwo: adaptacje filmów, gier, seriali, do tego autorskie koncepcje gier przygodowych, strategicznych czy ekonomicznych. W zasadzie w każdym gatunku gier planszowych znajdzie się coś w settingu sci-fi. Naturalnym jest więc, że w mojej biblioteczce przeważają pudła o kosmicznych podbojach i gwiezdnych przygodach. Jednak to oczywiście nie wszystko, bo jako geek planszówkowy nie mógłbym sobie odmówić postawienia na półce jakiegoś dobrego eurosucharka. Zatem obok „Twilight Imperium”, „Eclipse’a” i „Battlestar Galactiki”, leżą u mnie „Concordia”, „Azul” czy „Foodchain Magnate” 😀
A w jaki sposób jeszcze science fiction związało mnie z planaszówkami? Pierwszą partię jaką rozegrałem w nowoczesne gry planszowe to była stołowa wersja „Battlestar Galactica”. Po prostu nie mogłem oprzeć się propozycji wcielenia się w bohatera jednego z moich uwielbianych seriali. No i jak to mówią starzy górale: przeżarło. Gra mnie totalnie kupiła – to jak oddano mechaniką i zasadami gry klimat pierwowzoru mnie oszołomił. Następnego dnia zamawiałem własne pudło, po tygodniu dodatek. Do teraz jest to jedna z moich ulubionych gier planszowych i król gier kooperacyjnych, który nie ma sobie równych na tym polu. Potem już poszło łatwo – kolejne tytuły poznałem, kolejne wpadały na regał 🙂 Obecnie nie wyobrażam sobie tygodnia bez „świętego czwartku”, w którym cały wieczór i noc łupiemy ostro w planszówy.
A w co lubię grać najbardziej? Podobnie jak w przypadku science-fiction – we wszystko co jest dobre. Jeśli gra jest dobra, to chce się w nią grać. Jedyny gatunek, do którego nie lgnę jak ćma do światła to gry imprezowe, ale i tu znajdę kilka tytułów godnych mojego czasu, a Eksplodujące Kotki dumnie stoją na moim regale z niejednym dodatkiem. Najbardziej cenie sobie tytuły ciężkie – planszowe 4X to coś czego nigdy nie odmówię, a Eclipse to mój osobisty numer jeden. Dużo negatywnej interakcji to kolejna rzecz, która zawsze zwraca moją uwagę. Wszystkie „area control” czy „dudes on map” takie jak „Kemet”, „Cyklady”, „Chaos w starym Świecie”, czy „Szogun” to tytuły chętnie lądujące na stole. Ciężkie „mózgotrzepy” ekonomiczne też zawsze znajdą mniejsce w moim sercu (a może w mózgu w tym przypadku :-P) – „Brass”, „Foodchain Magnate”, coś Lacerdy, Felda albo Pfistera zawsze jest na propsie.
Jedno jest pewne, nie jestem typem gracza, który lubi masterować jeden tytuł. Gram szeroko, w wiele tytułów. Lubie też poznawać jak najwięcej nowych tytułów. A że biblioteczka moja jak i współgraczy jest obszerna, ulubione tytuły muszą czekać coraz dłużej aby wróciły z powrotem na stół. Jest w końcu tyle gier, a tak mało czasu na granie 😀
Do zobaczenia.

W tej krótkiej notce powitalnej nie jestem w stanie zawrzeć wszystkiego. Mam nadzieję, że daje to jakiś obraz o czym będę pisywał na tym blogu, a moje uwagi, przemyślenia, oceny i inne wolne myśli choć w minimalnym stopniu okażą się dla was cenne. Do zobaczenia gdzieś w czasoprzestrzeni i życzę przyjemnej lektury.
Live Long and Prosper \\//_