Dużo ostatnio dzieje się w Marvel Cinematic Universe. W kinie mieliśmy już nowego Spider-mana zahaczającego o temat multiświatów, niedawno zakończył emisję Moon Knight i Hawkeye, a już na horyzoncie jest Ms. Marvel. Jednak dla fazy czwartej dwa bardzo ważne seriale emisję miały w zeszłym roku. Mowa tu o „WandaVision” oraz „Lokim”. Dlaczego są tak ważne, wyjaśnia właśnie „Doktor Strange w multiwersum obłędu”, który pełnymi garściami czerpie z fabuły wspomnianych przeze mnie seriali. Na wstępie zatem ustalmy jedno… Czy trzeba je obejrzeć zanim udamy się do kina na drugą część przygód czarnoksiężnika nadzwyczajnego?
Jeśli chcemy w pełni zrozumieć co dzieje się na ekranie to moim zdaniem konieczne jest obejrzenie „WandaVision”, bo bezpośrednio wydarzeń z tego serialu odnosi się fabuła najnowszej kinowej produkcji Marvela. Ale bez strachu, bez tej wiedzy też można film zrozumieć, bo twórcy zadbali też o widzów, którzy nie chłoną wszystkiego spod szyldu MCU jak gąbki. Biorąc pod uwagę fakt braku dostępności platformy Disney+ w naszym kraju to się chwali 😉 „Loki” natomiast nie jest aż tak niezbędny, ale pozwoli za to zrozumieć lepiej koncepcję multiversum.

Co w trawie piszczy.
Przejdźmy jednak do samego Doktora Stange’a. Bohatera spotykamy, gdy wybiera się na uroczystość zaślubin swojej byłej, czyli Christine Palmer. Imprezę zakłóca atak ogromnego oka z mackami na miasto. De facto monstrum chce dopaść pewną nastolatkę, rozwalając wszystko co stanie na jego drodze. Tak poznajemy niejaką Amerikę Chavez. Stephen Strange i Wong ją rzecz jasna ratuję, zabijając potwora. Okazuje się, że dziewczyna przybyła z równoległego świata . Ktoś potężny ściga ją, ze względu na umiejętność przemieszczania się między uniwersami. Ktoś chce wchłonąć od niej te niezwykłe zdolności. Zabieg ten zabije Amerikę, a jej moc w niepowołanych rękach może być katastrofalnie niebezpieczna. Czarnoksiężnicy postanawiają jej pomóc i ją chronić.
Multiversum
Tak mniej więcej zawiązuje się fabuła filmu. Ze względu na konstrukcję historii i głównego antagonistę postanowiłem nic więcej nie zdradzać. Ważne, że w trakcie trwania akcji, doktor Strange i America przemierzają, zgodnie z tytułem, kilka różnych światów równoległych, co jest bardzo ciekawe same w sobie. Najciekawsza dla mnie okazała Ziemia-838, gdzie zamiast Avengersów świata bronią Iluminaci, w skład których weszła między innymi alternatywna Kapitan Marvel, Black Bolt, czarnoksiężnik Mordo oraz Kapitan Carter. Dwójki pozostałych członków tej organizacji pozostawię w tajemnicy. Powiem tylko, że ujrzenie ich na wielkim ekranie spowodowało ogromny uśmiech na mojej twarzy. Epicko wypadła też walka Iluminatów z głównym antagonistą filmu.

Odczucia obserwatora.
Ogólnie nowy Doktor Strange okazuję się bardzo przyjemnym filmem. Dużo solidnej rozrywki na przyzwoitym poziomie. Historia jest spójna, a akcja tak upakowana, że w nie było ani chwili wytchnienia. Finał również mnie nie zawiódł. Jak zawsze doceniam, że twórcy nie poszli na łatwiznę i nie zaproponowali widzowi kolejnej bezmyślnej nawalanki. Co więcej, sposób pokonania złola jest spójny z całą linią fabularną MCU i całkowicie przekonujący. Nie ukrywam, że liczę na więcej takich sprytnych rozwiązań w filmach spod szyldu Marvela.
Martwe zło.
Pewnym novum jest konwencja, w której utrzymany jest produkcja. Jak wiadomo reżyserem jest Sam Raimi, odpowiedzialny nie tylko za pierwsze Spider-many sprzed ery MCU, ale i kultowe „Martwe Zło”. Przemycił on zatem klimat horroru do tej marvelowskiej produkcji. Dzięki czemu czuć powiew świeżości. Jest mroczniej, jest kilka scare jumpów i jest ogromne oko z mackami 😛 Dla mnie poziom przerażenia był jednak zbyt lekki i można było go trochę podkręcić. Ale umówmy się, zombie Strange robi robotę :-).

Kto jest kim.
Od strony postaci dostajemy w zasadzie znanych bohaterów. Strange, Wong, Wanda Maximoff, Charlotte Palmer. Grani są przez solidnych aktorów i oczywiście wszyscy trzymają wysoki poziom. Jedyną nowością jest tutaj Amerika Chavez, w którą wciela się młodziutka Xochitl Gomez. Poradziła sobie zaskakująco dobrze i nie czuć było dysonansu w stosunku do reszty gwiazdorskiej obsady. Miłym smaczkiem był drobny epizod Bruce’a Campbella w jednym z równoległych światów. Ba, finał jego historii pojawia się w drugiej scenie po napisach 😀
Finał
Podsumowując „Doktor Strange w multiversum obłędu” to bardzo poprawna produkcja Marvel Cinematic Universe. Ogląda się to przyjemnie. Historia jest mocno osadzona w całym uniwersum Marvela, co bardzo doceniam. Film jest dobrym dobrym rozwinięciem tematu równoległych światów, ale też żadnej rewolucji w tym temacie nie dokonał. Można go potraktować prawdopodobnie jako pewne preludium większych, bardziej znaczących wydarzeń. Myślę, że nikt, kto zdecyduje się na wycieczkę do kina się nie zawiedzie, ale zachwytu i objawienia nie powinniście się w trakcie seansu spodziewać.